fbpx

Cztery lata temu kupiłem trenażer. Taki zwyczajny, z oporem na koło. Ciężko bez tego urządzenia trenować zimą.
Fanem nie jestem. W zasadzie nawet nie lubię, ale cóż… Środek do celu!


I co dalej…?

Nasza kolarska brać dzieli się na takich co nie mają problemu z „chomikiem”, oraz na takich jak ja. Po 20 minutach szukałem wymówki żeby przestać kręcić. Nie pomagały seriale, wyścigi kolarskie czy muzyka… Po prostu nie lubię i już.
Na nieszczęście dla mnie jeszcze bardziej nie lubię marznąć. A trening na zimowym powietrzu zawsze wiąże się ze zmarzniętymi stopami, opuszkami palców i ogólnym dyskomfortem. Tak już mam.

Pogodzić się z przeciwnikiem…

Nie ma rady. Zacząłem kombinować.
Okazało się że kilka małych zmian i nie jest tak źle.
Pierwszym udogodnieniem był pokaźny wiatrak o średnicy 80cm. 3 stopniowa regulacja prędkości obrotu pozwoliła wyeliminować efekt potopu.

I druga sprawa- najważniejsza…
Dobrze ułożony trening na krokach.

Tu chodzi o oszukaniu mózgu. Jeśli masz kręcić przez 80 minut w jednostajnym tempie, mniej więcej w 1/4 treningu można zwariować 🙂

Trening ułożony „na krokach” jest właśnie oszustwem głowy.
Kroki nie są długie. Oznacza to że przełamują monotonię. Cały czas coś trzeba zmienić- intensywność, kadencję. To naprawdę pozwala zapomnieć o nienawiści do trenażera i wykonać jednostkę treningową. 90 minut zlatuje jak z bicza strzelił. Serio!

Przestałem szukać…

I to był błąd… Naturalnie słyszałem o trenażerach typu „smart”. Znajomi opowiadali że jest fajnie, ale uznałem że nie potrzebuję.
Co jesień wpinałem mój rower w mojego klasycznego Elite Qubo Mag i kręciłem treningi.



Cześć Maciek. Jeśli chcesz, mam dla Ciebie trenażer na testy.

Takim tekstem przywitał mnie niedawno Piotr z mybike.pl

I tak oto przeniosłem się w virtual 🙂

Direto łączy się z zewnętrznymi urządzeniami za pomocą ANT+ oraz Bluetooth. Oznacza to że bez problemu połączy się z licznikiem, komputerem czy telefonem.
Z tym że na kompa lub telefon trzeba zainstalować oprogramowanie.
I tu zaczęły się schody… A przynajmniej jeden schodek.
Mój laptop nie ma karty graficznej. To dość solidnie ogranicza możliwości.
Platformy typu Zwift odpadają. A szkoda…


Podejście #1

Oprogramowanie Elite.
Program producenta trenażera. Uznałem że to najbardziej naturalny wybór. Niestety aby móc korzystać z platformy, należy opłacić rok z góry… No słabo raczej. Tym bardziej że trenażer pożyczony na niezbyt długi czas. Bez sensu. Od razu odinstalowałem 🙂


Podejście #2

Szukanie oprogramowanie które udźwignie mój laptop.

Bkool
Strzał w 10tkę!

Opłata w wysokości 10$ uiszczana jest co miesiąc. Można zrezygnować w dowolnym momencie. Dodatkowo na start 30 dni za darmoszkę. Palce lizać.
Wymagania graficzne? Na „Low detal” nawet mój komp daje radę 🙂
Można zaczynać!

Zainstalowany program bez problemu połączył się z trenażerem „od konkurencji”. Można dodatkowo połączyć się z własnym pomiarem mocy w rowerze, nadajnikiem kadencji czy pulsu. W zasadzie wszystko czego trzeba.
Utworzenie profilu zajmuje kilka chwil. Wirtualny świat stoi otworem.

Co daje program?

  • Możemy pojechać jedną z przygotowanych tras prze producenta oprogramowania.
  • Możemy pojechać jedną z tras przygotowaną przez samych użytkowników.
  • Możemy wykonać jednostkę treningową wykonaną na krokach
  • Możemy jeździć po welodromie 🙂

Trasy od producenta.

Na pewno znajdziemy tu wiele znanych i lubianych podjazdów. Jak na przykład Alpe d’Huez, które poszło na pierwszy ogień w moim przypadku.

Trenażer cały czas dostosowuje opór do nachylenia oraz naszej wagi, symulując realne warunki. Na ekranie wyświetlane są informacje o prędkości, mocy, kadencji, pulsie itd. Program przelicza też jak długo zajmie nam dotarcie na szczyt i ile jeszcze zostało nam kilometrów.
Dodatkowo wybieramy sobie czy chcemy widzieć nagranie z kamery (namiastka prawdziwej jazdy), czy graficzny krajobraz 3D stworzony przez oprogramowanie.
W wypadku jazdy solo kamerka jest fajnym wyborem. Jeśli jednak jedziemy „otwartą sesję” lub dołączamy się do kogoś- widok 3D pozwala widzieć pozostałych kolarzy na trasie. To uwalnia element rywalizacji i robi się naprawdę ciekawie! Oprogramowanie symuluje drafting, zatem można klasycznie wisieć komuś na kole cały podjazd i pokazać jaki to nie jesteśmy kozak wyskakując zza pleców na 100m do mety 🙂
To wszystko nawet fajnie działa.

Trasy od użytkowników

To chyba największa zaleta tej platformy.
Każdy może stworzyć własną trasę i udostępnić ją innym. Wystarczy wczytać ślad GPX i gotowe. Można też wygenerować komputerowe 3D i będzie się nam jechało zupełnie przyzwoicie.

Wracając do trenażera.

Program- programem. Ważne jednak co obsługuje.
Elite Direto dla mnie jest wszystkim czego trzeba.
Doskonale symuluje warunki jazdy w „realu”. Zmienia obciążenie płynnie i bez szarpnięć. Reaguje też dość szybko.
Przy treningu wgranym na krokach, skutecznie dobiera właściwy opór przewidziany na kroku. Troszkę mnie śmieszy dźwięk przy zmianie oporu. Brzmi dokładnie jak fax 🙂 Na szczęście niezbyt głośny.

Porównywałem też wskazania mocy między Direto a Garmin Vector 2. Różnice są niewielkie. Mieszczą się w 2-3 procentach. Nie ma dramatu.
Nic tylko wsiadać i bawić się!
Tak- bawić. Naprawdę!

Ps. Wczoraj zmieniłem komputer. Zwift oraz Virtu Go od razu wpadły na testy. Jest świetnie!

Na kolejną zimę w moim domu pojawi się trenażer „smart”. Zapewne właśnie Elite Direto. W końcu już się znamy ?