fbpx

 Relację piszę ja, Damian, najmniej doświadczony kolarz z całego teamu, ale czujący się najpewniej w górach, które najzwyczajniej w świecie kocham.

Gdy nasz najbardziej doświadczony „Góral” Andrzej zaprosił nas w swoje strony na weekend aby zrobić kilka piekielnych podjazdów, wiedziałem, że muszę się tam udać. Urlop w pracy, szybka rezerwacja noclegu, zebranie grupy i w czwartek po 17 byliśmy w drodze do Bielawy. Podróż przebiegła sprawnie, już o 21 zameldowaliśmy się na miejscu. Szybka kolacja i sen, który teoretycznie miał zapewnić nam regenerację przed 3 dniami ciężkiej „wspinaczki” po górach. Praktycznie… No właśnie…

W takim składzie pokonywaliśmy góry!


Piątek

W piątek pobudka o 7, obfite śniadanie i  o 9 spotykaliśmy się już w wyznaczonym miejscu 

w Pieszycach. Na ten dzień zaplanowaliśmy trasę „rozgrzewkową”, która miała liczyć około 90 km, a ostatecznie wyszło… 120 km i 2400 m przewyższeń.

Jako przysłowiowy „świeżak” nigdy nie byłem w tak wysokich górach. W tym roku zaliczyłem start w klasyku beskidzkim i kilka przejazdów w Górach Świętokrzyskich, więc nie wiedziałem co mnie czeka. Najważniejsze w tym dniu były dwa podjazdy: Przełęcz Jugowska 9.2 km i 450 m w górę, a także Przełęcz Woliborska 4.8 km i 210 m w górę. Pierwszy podjazd udało mi się przejechać jako drugi, a na kolejnym podjeździe na górę dojechałem w grupie z Andrzejem i Norbertem. Na koniec Andrzej pokazał nam Bielawę, swoje rodzinne miasto, gdzie zjedliśmy też pizzę. Nie muszę chyba pisać jak weszła po takim wysiłku… Potem powrót do pokoju i odpoczynek przed sobotą.

Przełęcz Jurgowska

 

Zasłużona Kaffka nad jeziorem bystrzyckim

A po ciężkim wysiłku upragniona pizza


Sobota

Niestety w nocy źle spałem, przyznam, że opowieści kolegów o trudności Przełęczy Karkonoskiej i Modre’go Sedla napędziły mi niezłego stracha. Dodatkowo miałem dość duże oczekiwania wobec siebie – w końcu w jeździe po górach chce się specjalizować!

W sobotę pobudka wczesna bo przed 6 rano. Szybkie skompletowanie sprzętu i wręcz ogromne śniadanie (miało zapewnić energię na cały, długi dzień). O 7 byliśmy już w drodze autem do Podgórzyna, gdzie zaczynał się start i podjazd pod Przełęcz Karkonoską. Łącznie 125 km i 3500 m w górę.

 

O 9 zwarci i gotowi, liczną grupą, z naszym Lokalnym Przewodnikiem Krystianem ruszyliśmy pod najcięższy i najbardziej wymagający Podjazd w Polsce.
Początek nie sprawiał większej trudności. Jechaliśmy w większej grupie 5 osób, z tyłu utworzyło się „grupetto”. W pewnym momencie nawrót i sygnał od Krystiana, że zaczynamy zasadniczy odcinek. Tętno od razu poszło o 10 uderzeń w górę, wiedziałem że nie ma odwrotu i teraz okaże się ile jestem tak naprawdę wart.

 

Przez kilka pierwszych minut jechaliśmy bardzo równo, wszyscy razem. Niestety procent nachylenia sprawił, że prędkość spadła. Kolejne kilometry robiły mocne spustoszenie zarówno w naszych palących mięśniach jak i głowach. Pot lał się strumieniami. Cały czas jechałem za Krystianem, nie znając podjazdu, więc w nieznane.

 

Po pewnym czasie, kiedy się obejrzałem okazało się, że na kole nie mam już nikogo. Najbardziej stromy kawałek sprawił, że zacząłem naśladować Krystiana i jechać zygzakiem. Na ostatnich 500 m oderwał się ode mnie, a ja nie miałem już z czego podkręcić tempa. Dojechałem drugi i byłem bardzo z siebie zadowolony.

 

 

Na górze kilka pamiątkowych zdjęć i ruszyliśmy zjazdem w dół. Tutaj niestety jak zawsze część teamu zostawia mnie z tyłu – nie umiem jeszcze dobrze zjeżdżać.

Na uwagę zasługuję jakość asfaltu po Czeskiej stronie, zjazd bajeczny! Dalszą drogę długo jechaliśmy całą grupą, mijając mniej wymagające podjazdy i zjazdy. Zrobiliśmy sobie przerwę na posiłek.

Gdy uzupełniliśmy zapasy energii, kierowaliśmy się już do Pec’a pod Śnieżką, gdzie czekał nas najcięższy podjazd Czech. Nie był obowiązkowy, gdyż zjeżdżaliśmy go tą samą drogą, ale czy któryś zapalony kolarz by odpuścił ?

Co wiedziałem o Modrym Sedle ? Wiedziałem, że jest krótsze, ale za to przewyższenie podobne do Przełęczy Karkonoskiej, więc wniosek prosty – procent nachylenia dużo wyższy. Schemat jak przy poprzednim podjeździe został ten sam. Ci co lepiej czują się w górach zaczęli z przodu, inni swoim tempem. Zaczęliśmy w 5 osób: Krystian, Andrzej, Paweł, Tomek i ja. Początek już pokazał, że Przełęcz Karkonoska jest łatwiejszym podjazdem, procenty od razu powędrowały mocno w górę i jazda zygzakiem stała się oczywista żeby oszczędzić trochę energii.

Wraz z czasem i ubywającymi metrami.. tak metrami, bo przy prędkości 9-10 km/h nie można tego nazwać inaczej, została nas trójka czyli Krystian, Paweł i ja. W pewnym momencie mnie zamroczyło bo droga była gorszej jakości, a co gorsze zobaczyłem przed sobą „ścianę”. Pomyślałem sobie: „no cóż, jak się nie uda to nie ma co płakać”…

Mimo to udało mi się „przepchnąć korbę” przez ten kawałek, ale zostaliśmy już sami z Krystianem. Wied

ziałem, że zbliżamy się do końca, w pewnym momencie zrobiło się „wypłaszczenie” na 10-12 % i pomyślałem, że skoro mam jeszcze trochę energii to może podkręcę tempo. Tak też zrobiłem. Na Modre Sedlo wjechałem pierwszy, ale czułem że chyba za dużo zainwestowałem energii, a droga jeszcze długa i za to mogę zapłacić….

Oto mój wynik pod Modre Sedlo (Śnieżka):

O tym, że to najcięższy podjazd Czech zasługuje fakt, że jeden z nas musiał się zatrzymać i…. 10 minut zajęło mu żeby ruszyć ponownie z miejsca (ostatecznie odepchnął się od drzewa). Mimo to cała grupa wjechała na szczyt!

Zjazd z Modrego Sedla to nie zjazd, przy takim nachyleniu i ciągłym lawirowaniu między turystami moja prędkość nie przekraczała 30 km/h, a klamki hamulcowe były cały czas zaciśnięte. Standardowo współtowarzysze poradzili sobie dużo lepiej, szacun! Może też kiedyś będę tak zjeżdżał…

Gdy zjechaliśmy do Pec’a szybka pizza i jedziemy w dalszą drogę. Szczególnie, że zaczęliśmy jazdę o 9 rano, a zegarek pokazywał już 15. Następnie czekał nas podjazd pod Wielką Up’ę i Przełęcz Okraj. Oba podjazdy zaliczyliśmy w dobrym czasie. Na przełęczy przekroczyliśmy granicę i wróciliśmy do Polski. Czekał nas długi zjazd i nie minęła chwila, a już pojawiliśmy się w Karpaczu. Następnie kierowaliśmy się do Podgórzyna gdzie czekały na nas samochody. Szybka kawa na stacji, spakowaliśmy rowery i o 20 zameldowaliśmy się w kwaterze. Ogarnięcie sprzętu i od razu spać, gdyż w niedzielę na rozjazd ruszaliśmy już przed 7 rano.

Fotki


Szczęśliwi na przełęczy Karkonoskiej

W drodze pod Modre Sedlo

Ze szczytu Modre’go Sedla, w oddali Polski wierzchołek Śnieżki

Granica Polski i Czech (Przełęcz Okraj)


Niedziela

Wczesna pobudka, śniadanie i na drewnianych nogach ruszyliśmy do Bielawy gdzie czekał nas start dzisiejszej jazdy – czyli 85 km i 1600 m w górę. Dzisiaj w mniejszym składzie, część osób musiała już wrócić do domu.

Niedzielna trasa zaplanowana przez Krystiana. Dziś miało być bez ścianek i tak było.

Mimo wszystko wszyscy wymęczeni po sobocie strasznie cierpieliśmy. Oczywiście oprócz Krystiana bo dla niego sobotnia jazda była codziennością i nie zrobiła większego wrażenia. Starałem się trzymać z przodu, z różnym skutkiem. Zarówno nogi, żołądek i głowa mówiły dzisiaj „nie”. Wiedziałem, że to już ta granica, której przekroczenie kończy się zwykle słabo.

Całe szczęście obyło się bez „bomby”. Dojechaliśmy do końca w komplecie, wymęczeni, ale pełni satysfakcji z dobrze przepracowanego weekendu. Powrót do pokoi, spakowanie rzeczy i o 12 już byliśmy w drodze powrotnej do Warszawy.

Zdjęcia

Ze szczytu Przełęczy Jurgowskiej

Liczne ścianki na trasie

Zbieranie sił na dalsze kilometry

Wiedziałem, że będzie ciężko, ale jak zwykle było jeszcze ciężej.

W 3 dni przejechaliśmy 330 km i podjechaliśmy 7500 m w górę. Jak na Warszawiaków to chyba niezły wynik. Najważniejsze, że kolejne cenne doświadczenie zdobyte, tym bardziej że w naszym Team’ie zawsze jest się od kogo uczyć. Teraz już jadąc na Tatra Road Race wiem z czym będę się mierzył i jak rozłożyć siły na cały dystans.

Jedno jest pewne, to nie był mój ostatni wyjazd w Góry Sowie i Karkonosze.

Wielkie podziękowania od całego Teamu, oraz dla Krystiana i Andrzeja, że chcieli pokazać nam okolicę i podzielić się swoim cennym doświadczeniem!

 

Relację napisałem Ja, Damian, który stawia pierwsze kroki w kolarstwie i cieszy się każdą chwilą na rowerze!

Pozdrowienia!!