Początkowo planowaliśmy nieco dłuższą wycieczkę, ale ze względu na trudności tras, nasz trip to tylko trzy dni. W sumie dobrze się stało, bo po trzech dniach i tak byśmy potrzebowali jakiegoś resetu.

Dzień 1.

Pierwszego dnia pojechaliśmy na Rychleby, bo tam jest fajny rowerowy klimat. Choć SuperFlow nie jest już najlepszą trasą to jednak był to wzór choćby dla naszego Twistera w Bielsku.

Wg mnie trasa „Dr. Wiessner” to ciągle jest najciekawsza trasa pod górę. Miejscówka ma już z 10 lat i na pewno warto tam zajrzeć. To jest też dobre miejsce aby zatrzymać się tam na kilka dni aby pokręcić z dzieciakami, bo oprócz ścieżek Enduro są też zwykłe ścieżki dla MTB. Fajnie jest też poobserwować na Pumptracku prosów i pseudo prosów. Zawsze coś się wydarzy. Pumptrack co prawda jest ziemny, ale są też obok przeszkody, które mają pokazać co to znaczy trasa czarna a co trasa czerwona i wg mnie oddają to w 100%. A Piwko po całym dniu smakuje najlepiej.

Dzień 2.

Następnego dnia ruszyliśmy na Kouty. To tylko 50km. Latem wyciąg w Koutach chodzi cały czas z niewielką przerwa obiadową. Jest więc szansa się zajeździć. Tak też stało się w naszym przypadku. Nie daliśmy rady zrobić 10 kursów. Zrobiliśmy 9. Rano wydawało się, że spoko, ale ciągłe hamowanie i jazda zrobiły swoje. Ręce po prostu się meczą. Wieczorem czułem się jakby mnie ktoś kijem okładał przez pół dnia. Trasy są 4 – niebieska, czarna i dwie czerwone. Ale w praktyce niebieska jest fajna tylko w dolnej części a górna nie jest warta uwagi. Czarna do typowy hardcore bo trasa nie jest naprawiana i jest dużo trudnych elementów, które średniakowi nie sprawią radości . Za to czerwona trasa tzw „niedźwiedzica” w dolnej części ma kilka wersji zjazdu i każda z nich jest fajna.

Podsumowując w Koutach idzie wytrzymać dwa dni ale później trudno będzie cieszyć się każdym metrem w dół. Nam się tam bardziej podobało niż w naszej Kasinie.

Dzień 3.

Na deser zostawiliśmy sobie Trutnov – miejscowość która nie jest po drodze nikomu.

Gdzie górka nie jest zbyt wysoka, gdzie przewyższenia nie są spektakularne, gdzie tras nie ma zbyt dużo… Gdzie nie ma wyciągu. Gdzie nie ma infrastruktury około rowerowej. Gdzie miasto jest brzydkie i nijakie, a do tego nie ma gdzie się napić piwa…

Ale ja jestem zauroczony jak na pierwszej randce. I nie widzę tych wad.

Widzę za to ciekawe ścieżki w idealnym stanie, wymagającą i trudną czarną trasę z niezbyt nudnym podjazdem. Dobre oznaczenie. Fajną zieloną trasę Flow (Kozia). Uśmiechniętych rowerzystów i miłą obsługę, która akurat poprawiała przeszkody.

Są tam dwa parkingi. Polecam ten leśny – jest co prawda kameralny i być może w szczycie sezonu nie być miejsca ale warto spróbować. My w środku tygodnia spotkaliśmy na wszystkich ścieżkach mniej niż 20 osób. Bardzo mi się tam podobało i na pewno będzie powrót w to miejsce jeszcze w tym roku. Oczywiście już planujemy II wersję wypadu Enduro, tym razem sprawdzimy nowe-stare miejsca, czyli Szczyrk. Odświeżoną Górę Żar. Sprawdzimy też Wilcze ścieżki.