Od trzech lat sezon zaczynam Daleszycami. Już dawno zapomniałem o porażce oragnizacyjnej sprzed 5 lat gdy stary opóźnił sie grudbo ponad dwie godziny…
W przeciwieństwie do zeszłego roku, na weekend otwierający cykl MTB zapowiadana była miła wiosna. Znana bardziej z Sandomierza 😉
Krótkie porównanie temeratury na starcie 18 stopni w tym roku i 4 stopnie w zeszłym roku ukazuje jak bardzo różniła się aura. Zdecydowałem się dojechać na maraton w dniu zawodów razem z Michałem czajkowskim.
Zdziwiła mnie mała ilość aut z rowerami na dachach. Pamiętam, że widywałem zawsze wiele aut, może nie pielgrzymka jak na Mazi. Teraz dopiero za Radomiem zaczęły sie pojawiać pierwsze autka z bolidami na dachach.
Bałem się, że będzie mało ludzi ale na szczęście się myliłem. Trasa minęła szybko i sporo przed 10 byliśmy na miejscu.
Odbiór pakietów startowych, potem zbiórka przy centrum dowodzenia MyBike. Ustawienie rowerów i rozgrzewka. Michał ruszał na dystans Master ja miałem jeszcze 30 minut na pogaduchy ze znajomymi.
Na starcie w Daleszycach z naszej drużyny stanęli
Master:
Ela Kaca
Krysia Żyżyńska-Galeńska
Piotr Berner
Michał Czajkowski
Krzysztof Dziedzic
Michał Nawotka
Matuesz Rybak
Fan:
Katarzyna Kuźma
Monika Mrozowska
Agnieszka Tkaczyk
Przemysław Kiesio
Jakub Okła
Piotr Szlązak
Wszystkie dystanse ruszyły bez opóźnienia =) Jako, że się zagadałem to jechałem z końca stawki. Chwilę mi zajęło przebijanie się na asfalcie. Na szczęście udało mi się wyminąć sporą liczbę osób przed pierwszym błotem.
Sprawdzając pogodę w tygodniu przed maratonem spodziewałem się raczej srogich kąpieli błotnych. Na szczęście było ich w idealnej dawce, choć wiadomo, że słysząc skrzypiący napęd zawsze jest za dużo błota 😉
Dzięki przepięknej pogodzie, w zasadzie wszystko było do podjechania, no chyba, że ktoś postanowił nagle iść z buta i nie było już go ominąć. Także zjazdy pozwalały nacieszyć się tym co ma do zaoferowania pełne zawieszenie.
Jak zawsze wisienką na torcie były singielek po grzebiecie w połowie trasy.
Charakterystyczny długi prosty podjazd zebrał w tym roku sporo grupę kibiców. Nie tylko świetnie dopingowali ale także oferowali bufet niczym w Czechach 9 ;))
Zresztą obsługa na bufetach firmowych także dawała radę i nie było problemów z odebraniem wody i banana w locie.
Fajnie było się ścigać do samej linii mety. Nie zawsze trafia się na fajnych ludzi którzy chcą powalczyć na poziomie.
Koleżanki z drużyny jak zawsze pokazały klasę i obstawiły pudło zarówno na dystansie Fan jak i Master. Męska część ekipy wzięła na siebie ciężar defektów – Kuba zerwał łańcuch na 7mym kilometrze. Koledzy na Masterze także mieli mniejsze przygody przez co wyjątkowo zabrakło ich na pudle.