Dzisiaj miał być dzień przerwy. Czyli właściwie kluczowy dzień na zgrupowaniu. Z jednej strony chciałoby się jeździć non-stop, ale prawda jest taka, że wtedy w okolicach 10 dni następuje zgon, po którym trzeba pauzować więcej niż jeden dzień, aby mieć znowu siłę. Mądre założenia i plany zostały przekreślone przez prognozę, która zapowiedziała na środę opady deszczu przez cały dzień.
Doszedłem zatem do wniosku, że lepiej zrobić jeszcze jeden trening, a odpocząć w środę,gdy będzie padać. Kamil podjął podobną decyzję i zaproponował trasę, którą przejechał w zeszłym roku. Spełniała wszystkie moje wymagania:
– koło 3 godzin w siodle,
– kilka podjazdów tak, aby pojechać w 3 strefie tętna,
– poza tym w miarę płaska, aby wyjeździć bazę.
Zgarnęliśmy jeszcze dwóch kolegów i ruszyliśmy w kierunku Benissy. Tam skręciliśmy do centrum i wyjechaliśmy na zachodzie miasteczka. Przed kamieniołomami skręciliśmy w lewo i boczną drogą skierowaliśmy się na podjazd do Berni.
Spokojny podjazd ciągnął się 12 km (200 metrów różnicy), aby nas nieco sponiewierać i na 3 km dać nam kolejne 200 metrów różnicy wysokości. Oj zapiekły nóżki, zapiekły. Ale w końcu o to chodzi, więc uśmiechnięci, że się nie daliśmy zjedliśmy sobie przekąski i ruszyliśmy na zjazdy.
Gładziutki, nowiutki asfalt i piękne serpentyny. Oj tak, cudnie się tam sunęło. Brakowało jedynie, aby zamknięto ruch dla aut. Wtedy byłaby to czysta poezja… Po zjeździe do Xalo, skręciliśmy na Benissę. Przejeżdżając przez nią, wpadliśmy na pomysł odnalezienia drogi przez Pedramala, aby zjechać obok naszych apartamentów. Niestety nie udało nam się jej znaleźć, ale odkryliśmy świetne miejsce na zrobienie sobie sweet-foci ze zgrupowania z Ifachem w tle. Poniżej wynik 😉
Link do treningu: Calpe 2014 dzień 4